Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/231

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Poprzednio był oszczędny, obecnie zaś stał się drobiazgowo skąpym.
— Ależ to nie ma sensu — mruczał co chwila — abyśmy wydawali tyle pieniędzy na utrzymanie domu. Mam przekonanie, iż zamiast łożyć na dom, ty nosisz pieniądze tym łajdaczkom, które wzięłaś pod swoją opiekę. Doprawdy, mogłabyś się zadowolnić oddaniem im swojego czasu... Odtąd, moja droga, proszę, abyś pamiętała, że będę ci dawał tylko sto franków na utrzymanie domu... Jeżeli na tem ucierpią te twoje ulicznice, tem gorzej... możesz im oddawać pieniądze, które wydajesz na swoje ubranie...
Po tem ostrzeżeniu, grosza nie dawał więcej, jak zapowiedział. A gdy Marta powiedziała mu, iż nie ma za co kupić trzewików, odmówił dania pieniędzy, utrzymując, iż ten wydatek spowodowałby nieład w jego rachunkach.
Pewnego wieczoru, wszedłszy do sypialnego pokoju, Marta zastała go płaczącego. Żal ogarnął ją wielki i rzuciwszy mu się w objęcia, zaczęła prosić, by jej powiedział swoje zmartwienie. Ale odepchnął ją, zaparł się łez, mówiąc, że ma migrenę, a skutkiem tego ból oczu.
— Czyż myślisz, że ja bym mógł płakać jak baba i to może z twojego powodu?... Nie bierz mnie za głupszego niż jestem...
Uczuła się obrażoną. Na drugi dzień Mouret udawał, że jest w wyśmienitym humorze. A w kilka dni później, gdy o zwykłej godzinie ksiądz