Strona:PL Zola - Podbój Plassans.djvu/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tem neutralnym, więc tak też go nazwałem. I cóż pan powieśz?.. Ksiądz Faujas znalazł widocznie to wyrażenie w swoim guście, podobało mu się i zdecydował się na bywanie u pani Rougon. Przyrzekł mi nawet i to formalnie przyrzekł, że jutro zobaczymy go podczas zebrania w salonie pani Rougon. Natychmiast piszę do niej o tem zwycięztwie! Powinna być rada, bo i ja rad jestem bardzo!
Dumny ze szczęśliwie załatwionej trudnej misyi, ksiądz Bourette spoglądał dokoła, przewracając swemi wielkiemi dziecięcemi oczyma, mówiąc sam do siebie:
— Pan Rastoil będzie silnie tem draśnięty, lecz trudno... zrobiłem co mogłem... niezawsze sprawy idą pomyślnie... A teraz żegnam cię, kochany panie Mouret, pilno mi z napisaniem listu do pani Rougon... żegnam... proszę złożyć moje uszanowanie pani...
Pożegnawszy się, wszedł do kościoła a gdy się za nim głucho zamknęły podwójne drzwi, grubo suknem obite, Mouret ruszył ramionami i mruknął:
— To gaduła!.. plecie godzinę całą, nikomu nie dając przyjść do słowa a wszystko to kupy się nie trzyma... ale takich ludzi nie brak... tak... jemu podobnych dużo... No, no, ale ktoby się tego spodziewał, iż jutro Faujas ukaże się w salonie „czarnuszki“. Dlaczego ona tak się zawzięła, by go ściągnąć