Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/724

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

katastrofy zbyt są świeże!... niewolno jej być wesołą, niewolno poddać się rozkoszy życia, które żywym prądem wciąż dalej ją unosiło!... Zmuszała się do smutku i żałoby, usiłowała bolesnemi wspomnieniami podsycać wciąż rozpacz w swem sercu... Czyż podobna, aby ona mogła śmiać się jeszcze, gdy wszystko w gruzy runęło, gdy tyle nieszczęść i zawodów ze wszystkich stron ją otaczało?... Czyż wino jej zapomnieć, że ona także jest wspólniczką złego?... I przypominała sobie tysiące zdarzeń, po których życie całe we łzach spędzić należało... Ale choć z całych sił usiłowała powstrzymać gwałtowne serca bicie, soki życiowe wrzały wciąż i wzbierały, źródło życia tryskało, łamiąc przeszkody, torując sobie drogę, wyrzucając szczątki na wybrzeża i płynęło dalej przejrzyste i dumne z odniesionego zwycięztwa.
Niezdolna do dłuższej walki, pani Karolina poddała się wreszcie nieprzepartej sile ustawicznej młodości serca. Nieraz sama o sobie z uśmiechem mówiła, że nie umie być smutną. Doświadczenie ją o tem przekonało, bo wychyliwszy do dna czarę rozpaczy, zajrzawszy w głąb czarnej otchłani, powstała przecież z martwych z odrodzoną w sercu nadzieją, skrwawiona, ranami okryta, lecz mimo to żywa i z każdą chwilą coraz silniejsza. Nie zachowała wprawdzie żadnego złudzenia, widziała, te życia zarówno jak przyroda podłem jest i niesprawiedliwem... Czemuż zatem przypisać