Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/711

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jak gdyby po stracie rodzonego dziecka, od mogiły którego oddala się, kwiatków nawet na niej nie złożywszy. Ostatecznie zatem około czwartej pojechała na ulicę Feydeau.
Wszedłszy na schody, zastała drzwi wchodowe otwarte: z brudnej ciemnej kuchni buchała para, z drugiej zań strony w ciasnym gabineoie, Méchainowa siedząca na fotelu Buscha niknęła prawie wśród stosów papierów, które wyciągała ze swego starego skórzanego worka.
— Ach! to pani!... Trafiła pani na bardzo przykrą chwilę, bo pan Zygmunt jest konający. Biedny pan Busch od przytomności prawie odchodzi, bo on tak szalenie kocha brata. Biega z kąta w kąt jak szalony i teraz oto pobiegł jeszcze po doktora... Rada nie rada muszę osobiście zajmować się jego interesami, bo już od tygodnia ani za grosz nie kupił żadnego waloru, nie spojrzał na żadną wierzytelność. Na szczęście, przed chwilą oto udało mi się zrobić doskonały nabytek, który go pocieszy trochę w zmartwieniu, gdy nareszcie odzyska rozsądek.
Pani Karolina zapomniała na razie, że przybyła tu w celu dowiedzenia się bliższych szczegółów o losie Wiktora — zapomniała dla tego, że w papierach, które Méchainowa garściami wyciągała z worka, poznała ona zdeprecyowane akcye Banku powszechnego. Stary zużyty worek aż trzeszczał, Mécbainowa zaś uszczęśliwiona ze swo-