Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/440

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Dajże pokój! — przerwał żywo Saccard, nie pozwalając mu dokończyć zdania — nie czyń sobie żadnych wyrzutów! Były to pieniądze zdobyte na brudnem żydostwie!
Wszystko troje roześmieli się serdecznie z tego argumentu. Pani Karolina usiadła znowu, czyniąc ręką ruch wyrażający rezygnacyę i pobłażliwość. Czyż podobna dać się zjeść, zamiast zjadać innych. Tak to zwykle w życiu bywa! Aby oprzeć się temu, trzeba posiadać nadludzką cnotę lub też zamknąć się w ciszy klasztoru, zdała od wszelkich pokus!...
— No, no! — wesoło prawił dalej Saccard — nie udawajcie, że nie dbacie wcale o pieniądze! Przedewszystkiem byłoby to dowodem głupoty a powtóre tylko niedołędzy gardzą siłą... Byłożby to logicznem, abyście się zabijali pracą dla wzbogacenia innych, nie biorąc tego, co się wam z prawa należy? Jeżeli tak, to kładźcie się do łóżka i śpijcie sobie!
Opanował ich już teraz, nie pozwalając wtrącić ani słówka.
— Czy wiecie, moi drodzy, że wkrótce schowa się do kieszeni bardzo pokaźną sumkę?... Poczekajcie tylko!
To mówiąc, pobiegł do stołu pani Karoliny, schwycił ołówek i ćwiartkę papieru i zaczął wypisywać szeregi cyfr.
— Poczekajcież! Zrobię zaraz rachunek waszych kapitałów. W chwili założenia banku mie-