Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/327

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

a szczęśliwem życiu, jakie wiedli razem, odkąd Natalię odebrał od mamki.
Zmieszany i zaniepokojony, Dejoie mówił dalej, co mu na myśl przychodziło, byle tylko pokryć swe zakłopotanie.
— Natalia, która przed chwilą właśnie przyszła powiedzieć mi dzień dobry, mówiła, że spotkała pańską żonę.
— Tak, proszę pana — dodała młoda dziewczyna — pani Jordan skręciła na ulicę Feydeau... A biegła tak prędko!...
Ojciec pozwalał Natalii wychodzić ile razy jej się podobało, mówiąc, że jest pewnym jej uczciwości. W istocie miał on słuszność, wierząc jej pod tym względem, gdyż dziewczyna była zanadto chłodna i zanadto pragnęła względnego dobrobytu, aby lekkomyślnem postępowaniem narazić miała na zerwanie małżeństwo, od tak dawna ułożone. Szczupła i wysoka, z bladą twarzyczką i dużemi jasnemi oczyma, nadewszystko na tym świecie kochała siebie.
— Moja żona szła na ulicę Feydeau? — ze zdziwieniem zapytał Jordan, przypuszczając, że słuch go myli.
Nie miał jednak czasu pytać o nic więcej, gdyż w tej chwili wbiegła zadyszana Marcela. Jordan zaprowadził ją natychmiast do sąsiedniego gabinetu, ale zastawszy tam redaktora działu sądowego, nie mógł rozmówić się z żoną spokojnie.