Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/197

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Niechże się pani niczego nie lęka! Ja przez żart tylko udaję ludożercę... Wszyscy, wszyscy bez wyjątku się wzbogacą!
Przez chwilę naradzali się jeszcze nad dalszym planem robót. Wreszcie stanęło na tem, że nazajutrz po ostatecznem ukonstytuowaniu się towarzystwa, Hamelin wyjedzie do Marsylii, a ztamtąd na Wschód, dla przyśpieszenia rozpoczęcia wielkich owych interesów.
Tymczasem na rynku paryzkim zaczynały już krążyć głuche wieści, wyprowadzające nazwisko Saccarda z głębi zapomnienia, w jakiej ono na czas jakiś utonęło. Wieści te z początku szeptem udzielane, brzmiały teraz coraz głośniej, zwiastując zapowiedź blizkiego a świetnego powodzenia. Skutkiem tego — jak niegdyś za czasów posiadania pałacu w parku Monceaux — przedpokój jego zapełniał się każdego ranka tłumem ludzi przychodzących z prośbami. Od czasu do czasu zjawiał się tu Mazaud, niby przypadkowo... pod pozorem pogawędzenia z nim o bieżących nowinach. Przychodzili też inni meklerzy a między nimi Jacoby, żyd znany z doniosłego, tubalnego głosu, oraz jego szwagier otyły, rudy Delarocque, który posiadał sławę niegodziwego małżonka. Kulisa przysyłała przedstawiciela w osobie Natansohna, niskiego blondyna, któremu zawsze szczęście sprzyjało. Nawet Massias, biedny remisyer, który pokornie znosił ciężką swą pracę, zjawiał się co rano, chociaż nie dawano tu