Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ako pośrednik. Czy podobna jednak, aby Rougon, człowiek, dla którego wszystko było możliwem, nie podał mu ręki w nieszczęściu? Nigdy nie był dla niego dobrym bratem. Nic dziwnego, że minister gniewa się na niego po tej katastrofie, że z obawy narażenia własnego stanowiska zerwał z nim jawnie stosunki, ale czyż podczas tych sześciu miesięcy nie powinien był przyjść mu z pomocą? Czy i teraz będzie miał serce odmówić mu poparcia, o które prosił za pośrednictwem osoby trzeciej, nie śmiejąc narazić się na wybuch gniewu wszechwładnego brata? Jedno jego słowo mogło znów postawić go na nogi i rzucić mu pod stopy wielki a podły Paryż.
— Jakie wino pan każe? — zapytał kelner.
— Wasze zwykłe bordeaux.
Tak rozmyślając, Saccard nie czuł głodu, zapomniał o kotlecie, który stygnął na talerzu. Nagle cień jakiś padł mu na serwetę i zwrócił jego uwagę. Podniósł oczy: Massias, remisyer, krępy pucołowaty chłopak chodził od stolika do stolika z cedułą w ręku. Saccard znał go od dziecka? nie dziw więc, że uczuł się głęboko dotkniętym, gdy chłopak minął go, nie zatrzymując się wcale i podszedłszy do innego stolika, podał cedułę Moserowi i Pillerautowi. Zajęci ożywioną rozmową spekulanci zaledwie rzucili okiem na cedułę... nie... innym razem może, dzisiaj nie dadzą żadnych zleceń... Remisyer nie śmiejąc zaczepiać sławnego Amadieu, który rozmawiał półgłosem z Ma-