Strona:PL Zola - Płodność.djvu/437

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

od strony schodów wiodących do stancyi mamek a cała ta część domu była nieprzystępną dla publiczności, przed którą skrywano obrzydliwość smrodów, łachmanów i kłótni. Wrzaski stawały się coraz donioślejsze, wprost nie do wytrzymania.
— Panowie wybaczą, że ich na chwilę opuszczę — rzekł wreszcie pan Broquette. Zapewne moja żona zaraz panów zawezwie...
Pobiegł i znikł na schodach z zadziwiającą szybkością. Wrzask podniósł się na chwilę i nagle się uciszył. Dom się teraz pogrążył w grobowem milczeniu. Tylko od strony biura dobiegał głos pani Broquette, z powagą zachwalającej klientowi doskonałość towaru.
Doktór i Mateusz powrócili do sieni i zaczęli po niej chodzić tam i napowrót.
— Wiedz o tem, mój drogi — rzekł doktór do towarzysza — że zewnętrzna strona urządzęnia tego kantoru jest jeszcze niczem, bo najciekawsze spostrzeżenia przedstawiłyby nam dusze tych wszystkich istot... A pamiętaj, że ten kantor należy do lepszych, bo są jaskinie tego rodzaju, gdzie popełniane przekroczenia zmuszają policję do czasowego albo zupełnego ich zamknięcia, chociaż jest niby ciągły nad temi zakładami nadzór i policyjne przepisy obowiązują każdą mamkę, by jadąc do Paryża, była zaopatrzona w papiery, zaświadczone przez miejscowego wójta a stwierdzające jej moralność. Zbrojna w te