Strona:PL Zola - Płodność.djvu/175

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

i Denizy znaleźli sobie miejsce po za jej plecami. Z pod brzegu kołdry zewsząd się wysuwały dziecinne główki, o rozradowanych buziach a leżąca pośrodku matka, jaśniała urodą i świeżością cery, tryumfująca w swej płodności, brzemienna nowem życiem, gotowa rodzić po raz piąty.
— Jak tu dobrze i ciepło — zauważył Ambroży, lubiący wygodę.
Denizy ze zwykłą powagą, zaczął tłomaczyć, dlaczego przed chwilą tak hałasowali w dziecinnym pokoju.
— Błażej powiedział, że zobaczył pająka... więc zaczął się bać...
Obwiniony przerwał bratu z oburzeniem:
— Nieprawda!... wcale się nie bałem... Zobaczyłem pająka, więc rzuciłem w niego poduszką, chciałem go zabić!
— Ja także!... ja także!... — wołała chichocząc Rózia. — Poduszką biłam... hup... hup!...
Wszyscy czworo zanosili się teraz ze śmiechu, znajdując to niesłychanie zabawnem zdarzeniem. Lecz się okazało, że pod pozorem zabijania pająka, rzucali w siebie poduszkami, bo prócz Błażeja, nikt go nie widział. Widok tej zdrowej, ładnej matki, otoczonej zdrowemi, ładnemi dziećmi, był tak ponętny, iż Mateusz nie mógł się dłużej powstrzymać i wszystkich razem objął ramionami i serdecznie ucałował, nie patrząc, kogo ca-