Strona:PL Zola - Odprawa.djvu/265

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

się uzyskać od jednego z komisarzy nadzorczych trasę nowego bulwaru, szedł ofiarować swoje usługi zagrożonym właścicielom. I używał wówczas różnych swoich drobnych sposobików, aby podnieść wysokość indemnizacyi. Skoro tylko który właściciel przyjął jego usługi, on się podejmował wszystkich kosztów z własnej kieszeni, układał plan posiadłości, pisał memoryał, doglądał sprawy przed trybunałem. płacił adwokatowi, za pewien umówiony procent od wysokości tej różnicy, jaka będzie między ofertą miasta a indemnizacyą przyznaną przez jury. Do tego wszakże zajęcia, do którego mógł się niemal przyznawać, łączył kilka innych jeszcze. Przedewszystkiem pożyczał na lichwę. Nie był to lichwiarz starej szkoły w łachmanach, brudny o oczach białych i niemych, jak srebrne pięciofrankówki, o wargach bladych i zaciśniętych, jak sznurki worka. On uśmiechał się, rzucał spojrzenia urocze, ubierał się u Dusautoy, szedł na śniadanie do Brébanta z swą ofiarą, którą tytułował „mój dobry“, ofiarując mu cygara przy deserze. W głębi serca, w tej eleganckiej kamizelce, która go ściskała w stanie, Larsonneau był okropnym jegomością, który gotów był ścigać wypłatę wekslu i nie wzdrygnąłby się przed doprowadzeniem do samobójstwa ofiary, wiecznie mimo to uśmiechnięty, uprzejmy.
Saccard radby był wynaleźć sobie innego wspólnika. Obawiał go się jednak zawsze z powodu owego sfałszowanego inwentarza, który Larson-