Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom II.pdf/165

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

I strząsał z płynu, którym był oblany;
Każdy raz, takiéj próby nieudanéj,
Lud, obsypywał śmiechy szalonemi. —
I tej uciechy, nie byłoby końca,
Chociażby Bakczy, aż do wschodu słońca
Ponawiał próby, i ciało swe trudził,
Aniby widzów nasycił, ni znudził.

Ale się ozwał śpiew tęskny i miły,
I wszystkich oczy razem się zwróciły,
W kierunku głosu. Tłum w okrąg skupiony,
Otworzył przejście, i na środek koła
Z postawą, z której pierzchła myśl wesoła,
Powolnym krokiem, za rękę wiedziony
Wszedł śpiewak...

XII.

Miejsce zaszczytne mu dali,
Obok sułtana — a choć niewidomy,
Z pieśni szeroko w stepie był znajomy;
Jak Chodźży,[1] jego szatę całowali.
Gdzie się ukazał, zbierały się tłumy,
W ślad za nim biegły, kędy się obrócił,
Bo im do serca były tęskne dumy,
Ślepy — wesołych już dawno nie nucił;
I gwar umilkał, skoro pierwsze dźwięki,
Z pod jego biegłej wypłynęły ręki.

Tam, widzieć trzeba, jak stepu synowie,
Pojmują wieszcza, gdy im go Bóg zdarzy;

  1. Chodźża, jest to nazwisko, dodawane tym z wyznawców Mahometa, którzy robili pielgrzymkę do Mekki i Medyny.