Strona:PL Zieliński Gustaw - Poezye, tom I.pdf/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wbrew powszechnym przesądom, śmiało odkrywa i broni, mówiąc: że do zwalczenia materyalnie tak szkodliwych i narodową dumę tak obrażających przesądów, chciałby się choć odrobinę przyłożyć; — o! zaiste! czas do tego już dawno przyszedł. Po nocy saskiej dzień znów już dawno rozświtał i jużby się powinno mieć ku południowi, którego dopiero blask doskonale jasny, czysty od wszelkich dzisiejszych jeszcze porannych tumanów, horyzont naszych opinij kiedyś do reszty rozświeci. Mówię tu o liście Kraszewskiego do wydawcy, w którym ową niedołężną, na żadnych ni moralnych, ni fizycznych danych nieopartą, niewolniczą sympatyą naszą z Francuzami, gromi tak odważnie i trafnie, chociaż, jakkolwiek śmiały, opierając się na historycznych tylko faktach, jedną tylko połowę swojej kwestyi dotyka — ba! i to dosyć śmiałości. Gdyby przymieszawszy trochę filozofii do historyi, ważył się jeszcze jaśniej wytłomaczyć, jeszcze drugą prawdy połowę zdrowym zmysłem oświecić, musiałby chyba pod ziemię od prześladowań swoich ziomków uciekać; on już i za to, że Francuzów nie za bezwzględny prototyp wszelkiej doskonałości głosi, że i na kilka innych przedmiotów z wyższego, gdzie mgły bijące się po ziemi nie chodzą, patrzy niż gmin punktu, potężne cierpi prześladowanie... Do prześladowań, jakie cierpi Kraszewski, przyczynia się bezwątpienia jego zbyteczna cierpkość, wyniosłość zakrawająca na studencką jeszcze fanaberyą, — ale cóż robić? Wieluż jest takich, którzy głęboko,