Strona:PL Zieliński Gustaw - Manuela. Opowiadanie starego weterana z kampanii napoleońskiej w Hiszpanii.pdf/175

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pieczeństwo; nie chciałem, też zbytnio trudzić żołnierza; zresztą drzwi były dubeltowymi ryglami zatarasowane.
Wydawszy te rozporządzenia, zażądałem od klucznika, by nam dostarczył świec, słomy na posłanie, drzewa do rozpalenia ognia, na kominie i oliwy do nasmarowania zawias i rygli, za które to rzeczy obiecałem mu natychmiast zapłacić, a nadto jaki stoliki i z parę krzesełek. Wymawiał się, że nie posiada, tego wszystkiego, ale, gdym mu zagroził, że, jeśli nie dostarczy, to sami sobie poszukamy, aby uchronić się od naszej rekwizycyi, przyrzekł, że co będzie można, zaraz dostarczy.
Jakoż wkrótce przy pomocy dwóch pachołków przyniesiono nam wszystko, czegośmy żądali; ja też zaraz za drzewo, światło i słomę według obietnicy mu zapłaciłem. Gdyśmy za tę usłużność jeszcze klucznikowi dziękowali, ten zwrócił się do mnie z prośbą od swego pana, czybym nie raczył na podanej mi karteczce zapisać mego imienia, nazwiska i stopnia, jaki zajmuję, oraz, i drugiego oficera, aby mógł wiedzieć, jakie dostojnie osoby ma szczęście w murach swoich posiadać, tem więcej, że, znając wielu oficerów naszej armii, pragnąłby wiedzieć, czy między nami nie ma sobie znajomego.
Wymienił mi też nazwisko właściciela zamku, ale było mi ono zupełnie nieznane. Nie widząc żadnego powodu odmówienia żądaniu właściciela, na podanej sobie karteczce zapisałem ołówkiem nasze nazwiska i godność. Uważając z tego, że jakoś dosyć dobry stosunek zaczyna się między nami a panem zamku ustalać, zaproponowałem klucznikowi, czyby nam się o żywność, a szczególniej o chleb nie mógł postarać.
— Ach, senior! — zawołał — my tu chleba wcale nie znamy. Żyjemy wśród takich skał bezpłodnych, gdzie się w żywność z największym trudem zaopatrujemy.