Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/997

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

A jednak trzeba było zachować dobrą minę.
Przedewszystkiem nie trzeba było się zdradzić. Następnie trzeba było odzyskać przytomność umysłu, skorzystać z dziwnej fatalności, która czyniła Pawła obrońcą Renaty, wybadać młodzieńca, poznać jego zamiary i trzymać się na ostrożności.
— Zatem — zapytał po chwili zmienionym, głosem, który starał się uczynić spokojnym, — spotkałeś jednego z zabójców?...
— Tak jest, ojcze...
— Zkądżeś się mógł dowiedzieć?...
— Renata go poznała.
— Widziałaś więc go z twarzy?
— Nie, panie — odpowiedziała córka Małgorzaty — a zresztą ja tej twarzy nie znałam... poznałam go po głosie... poznałam zwrotkę, którą śpiewał w chwili, gdy powóz przez niego powożony wjeżdżał na most Bercy, na którym miała być spełniona zbrodnia...
— To musiał być Jarrelonge — pomyślał przedsiębierca; — a Leopold mi nic o tem nie mówił!
I dodał głośno:
— Te dowody tożsamości wydają mi się wątpliwemi... wiele głosów jest do siebie podobnych i pierwszy lepszy przechodzień może najniewinniej powtarzać piosnkę śpiewaną wczoraj przez zbrodniarza...
— Masz słuszność, mój ojcze, ale jeżeliby ów człowiek miał czyste sumienie, czyżby uciekał, widząc, że ktoś za nim idzie?... Nie, po stokroć nie!...