Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/943

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Przechodząc około prefektury policyi, na którą rzucił szyderczém okiem, zaczął nucić zwrotkę, za którą wczoraj Leopold Lantier tak mocno go wyłajał.
Potykając się, śpiewał na całe gardło:

„Zaraz będziemy na moście
Faridondaine, faridondon.
Zaraz na moście Bercy.
To tu...
Tak jak Barbari
Mój przyjaciel!...“

W tej chwili na most Ś-go Michała wchodziło towarzystwo, składające się z czterech osób, które wyszło z teatru po dopiero co ukończonem przedstawieniu.
Towarzystwo to składało się z dwóch par, przyciśniętych do siebie i idących szybko, gdyż zimno było dokuczliwe.
Nasi czytelnicy poznali już Pawła i Renate, Juliusza i Zirzę.
Syn Paskala Lantier i córka Małgorzaty szli naprzód.
Nagle się zatrzymali.
Renata drżąca, zaledwie mogąc się utrzymać na nogach, zdawała się nagle ogarniętą obłąkaniem.
Puściła ramię Pawła, poniosła obiedwie ręce do czoła i cofnęła się do poręczy, okazując znaki głębokiego przestrachu.
— Renato... droga Renato... co tobie jest? wolał student z niepokojem. — Co to się stało? Zkąd ten przestrach?