Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/1229

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

go do jutra... Po takim ciosie, spoczynek jest koniecznym... Czy zgadzasz się pan z mojem zdaniem?
— Najzupełniej.
— Gdzie pan mieszkasz? — zapytał lekarz Pawła.
— Nigdzie.
— Jakto?
— Przyjechałem do Antwerpii dziś rano... miałem odjechać dziś o północy...
Rozmowę przerwał urzędnik policyjny.
— Nie męcz się pan... — rzekł — jutro pan będziesz mówił... Zaniesiemy pana do najbliższego hotelu, gdzie pan przepędzisz spokojną noc i wszystko będzie dobrze...
Paweł uczynił twierdzący znak głową.
— Sierżancie. — mówił dalej oficer policyjny — pamiętaj położyć tego młodzieńca na noszach i ciepło go przykryć, a potem zanieść go, w mojem imieniu, do „Hotelu Wielkiego Placu... Nie zapomnij o tym przedmiocie... — rzekł wskazując na czarny skórzany woreczek — on jest własnością tego pana.
— Odwiedzę pana jutro o dziewiątej... — rzekł lekarz ściskając Pawła za rękę. Bądź pan spokojny, odpowiadam za pana.
W dziesięć minut po tem, leżąc w miękkiem i ciepło wygrzanem łóżku, Paweł zasnął głęboko.
Po odniesieniu Pawła, oficer policyjny zajął się ciałem Oskara, które lekarz oglądał.
— Z czego ten człowiek umarł?