Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/1218

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

I zapuścili się w ulicę Van Wesembeke, zaledwie wytkniętą, i prawie przez całą długość składającą się z pustych placów.
Od trzeciej części ulicy ani jednego domu, ani jednego płomienia gazowego...
W chwili, w której wprowadzamy na nią czytelnika, niebo czarne, brzemienne śniegiem, czyniło ciemność jeszcze głębszą.
Lodowaty wiatr wiał z nadzwyczajną gwałtownością, kręcił chorągiewkami i wstrząsał źle umocowanemi okiennicami.
Przebywszy drugą trzecią część ulicy, nocni wędrowcy stanęli.
Jeden z nich zataczał się idąc.
Zaczerwieniona twarz jego pociła się alkoholem. Wzrok miał błędny.
W ręku trzymał kij sękaty, tak samo jak jego towarzysz.
— Tędy będzie przechodził — rzekł.
— Dobrze — odpowiedział drugi, którego dalszą część twarzy kryła się w grubym szalu... Ja stanę z tamtej strony w śniegu, na pochyłości. Zrób to samo po drugiej, stronie...
— A układ nasz trwa ciągle?
— Tak jest! do kroćset! Jak tylko minie na dwa kroki miejsce, gdzie przykucniesz, podniesiesz się i ogłuszysz go tęgim razem kija w głowę... Resztę ja biorę na siebie... Ale czyś pewny, że woreczek będzie miał z sobą?