Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Czy się pan nie obawiasz znużenia? — zapytała.
— Nie... — będę mówił cicho.
— O Renacie, czy tak?
— Tak jest, o Renacie — odpowiedział Robert ze smutkiem. — Mój obecny stan nie pozwala mi dotrzymać wykonanéj przysięgi... — Przysiągłem czekać aż Renata będzie miała lat dwadzieścia, z odkryciem jéj nazwiska, nazwiska jéj matki, i uwiadomić ją, że jest moją córką... — Ale ją już żyć nie będę gdy Renata dojdzie do lat dwudziestu... — Ona się teraz powinna o wszystkiém dowiedzieć.
— Biedna pieszczotka, — szepnęła pani Urszula — nie jéj to wina, że jest córką złéj matki.
— Zapewne że nie! To też od chwili powrotu z Ameryki, wycierpiałem wiele, nie mogąc uznać się publicznie za jéj ojca... Ale uznać ją za swoje dziecko, dałoby powód do wywołania zapytań, a obawiałbym się skalać jéj czystą duszę, wyjawieniem tego, czém była jéj matka. Czas nie pozwala mi czekać... Renata osądzi mnie, gdy się o wszystkiém dowie... Jutro, Urszulo, do niej pojedziesz...
— Do niéj! — powtórzyła — aby ją przywieźć?
— Tak jest.
— Tutaj?
— Tak. — Zaspokoisz ile się należy... zapłacisz za ten i za przyszły kwartał...
— Więc Renata nie wróci już do pani Lhermitte?
— Nie... — odparł Robert z wylaniem czułości.