Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 7.djvu/85

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

cze będziesz utrzymywała, że nie cierpisz?
Pani de Grandlieu chciała potrząsnąć głową przecząco, zabrakło jej ku temu odwagi.
— Nadeszła chwila stanowczej rozmowy pomiędzy nami, mówił dalej Armand, chwila nieodzownego porozumienia się, na jaką od wielu dni wyczekuję, a czego odkładać na dłużej niepodobna. Wspólne nasze szczęście jest prawie straconem, gdyby tu tylko o mnie chodziło, mniej zważałbym na to. Nawykłem do cierpienia. Niechcę jednakże ciebie widzieć nieszczęśliwą. Pragnę cię uchronić przed niedolą za jakąbądź cenę.
Herminia spojrzała na mówiącego wzrokiem zdumionym.
— Nie rozumiem cię, odpowiedziała.
— Wytłumaczę się jaśniej, rzekł starzec. Nie obawiaj się; to wyjaśnienie będzie bardzo krótkiem. Przedewszystkiem, otwórz mi swą duszę i serce, ukochane dziecię. Przekonasz się, że dla siebie będę sędzią surowym. Nadając ci nazwisko, jakie dziś nosisz, przykuwając cię do siebie, popełniłem błąd wielki!
— Błąd? zawołała pani de Grandlieu z osłupieniem. Ty względem mnie błąd popełniłeś?
— Tak! prawie zbrodnię. Potępiam się sam, wyrzucam to sobie. Co począć jednak, ja cię tak szalenie kochałem! Zawiodłem się, jak dobrowolnie oślepiony, na rodzaju uczucia, jakie mogłaś dla mnie uczuwać. Mogłem być tylko ojcem dla ciebie, a pragnąłem zostać małżonkiem, i narzuciłem ci ofiarę, jaka przewyższała twe siły!
Wicehrabina opuściwszy głowę milczała.