Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 7.djvu/166

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wieziesz mnie na stację drogi żelaznej.
Powożący zarobił dwadzieścia franków.
Filip, wsunąwszy mu w rękę sztukę złota, zniknął w tłumie podróżnych, zapełniających salę.
Nie miał wcale zamiaru wyjeżdżać. Obciął tylko zatracić swe ślady dla Gavarda i San-Rémo, którzy w razie śledzenia go pragnął, aby uwierzyli że wyjechał.
Andrzej i Oktawiusz wiedzieli dobrze, co sądzić w tym względzie. Postawili więc pomimo wszelkich przeszkód, albo doprowadzić do skutku pojedynek, lub w przeciwnym razie udać się do sądu z oskarżeniem.
Croix-Dieu zaś niechcąc za nic w świecie bić się z swym synem, musiał unikać spotkania z nim teraz. Z drugiej zaś strony, możliwość wdania się sądu w tę sprawę, przedstawiała dlań ważne niebezpieczeństwo.
Co więcej, małżeństwo z panią Blanką Gavard stawało się teraz niemożebnem.
— Mniejsza z tem, mówił sobie Croix-Dieu, jestem dość bogatym, zniknąć mogę! Będę żył jak wielki pan na obczyźnie; przyślę z Berlina lub Londynu, z któremu z adwokatów upoważnienie do sprzedania mych koni, powozów, mebli, i różnych przedmiotów sztuki, zdobiących moje mieszkanie. Przed upływem miesiąca opuszczę Paryż.
Dla czego ta zwłoka? zapytają czytelnicy.
Dla najprostszej w świecie przyczyny.
Telegram biegnie prędzej niźli parowa maszyna. Rysopis barona, wysłany za pomocą telegraficznego aparatu, mógłby sprowadzić zaaresztowanie go przy granicy. Potrzeba więc było, zmieniwszy zupełnie powierzcho-