Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 6.djvu/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tropnym, przezornym. Nie wyjadę pod żadnym pozorem z centrum Paryża, i nie będę ufał nikomu, ktoby mnie chciał za rogatki wyprowadzić.
— Nie masz więc zamiaru o ów napad wnieść skargi do sądu i prefekta policji?
— Na co by się to przydało? Wnosić skargę przeciw komu? Wszak wiesz baronie, że dotąd nie posiadam żadnej wskazówki, jakaby mnie naprowadzić mogła na ślady moich nieznanych wrogów. Nasi policyjni agenci, przyznaję, są nader zręcznymi, wszak gdzie zachodzi niemożebność, żaden z nich nic nie poradzi. Zresztą, jest pewien nader ważny szczegół, jaki mnie znagla do milczenia.
— Cóż takiego?
— Dinah, w rozpaczliwej obronie, podpaliła dom, w którym ją zamknięto. Uczyniła to znaglona ostatecznością, własna obrona usprawiedliwia pożar owej rudery. W każdym jednak razie, gdyby jej energiczne postąpienie zostało poznanem, zawezwaną by została do złożenia objaśnień przed prokuratora rzeczypospolitej; co dla niej byłoby nader przykrem i ubliżającem. Nie! nie, baronie, wolę zamilczeć o wszystkiem!
— Przyznaję, że masz słuszność, rzekł Croix-Dieu.
— Co do mnie, mówił dalej Oktawiusz, nie obawiaj się. Powtarzani ci, że będę się miał na baczności. Nie mordują przecie ludzi w Paryżu wśród dnia białego. Lecz skoro tylko noc zapadnie nie będę wychodził pieszo, ani też jechał wynajętym fiakrem. Nie! nie! Wezmę mój własny powóz, z moim woźnicą. Uniknę tym sposobem wszelkiego niebezpieczeństwa. Chcąc się mnie