Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 6.djvu/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ach! wyszepnął z radością, ta chwila wszystko wynagradza! Zapominam już że cierpiałem.
Wiemy co Dinah Bluet opowiedziała Oktawiuszowi, powtarzać więc tego nie będziemy, a czytelnicy łatwo pojmą wzrusznie jej ukochanego.
Gdy dziewczę ukończyło opowiadanie, Gavard mówić zaczął z całą szczerością, wręczył Dinie ów list bezimienny z dość jeszcze czytelnem pismem, mimo iż dość długo pozostawał on w wodach Marny.
— Oktawiuszu! Oktawiusza! wołało dziewczę z boleścią, i ty uwierzyłeś czemuś podobnemu?
— Co chcesz najdroższa? Po przeczytaniu tego byłem jak pół obłąkany.
— Zwątpiłeś więc o mnie?
— Szaleństwo mnie ogarnęło. Twoja nieobecność w chwili, gdy miałaś na mnie oczekiwać, była czemś niewytłuinaczonem. Cierpiąc stajemy się niedowierzającymi, a ja nad siły cierpiałem! Ach! jak ci nędznicy byli zręcznymi! Jak oni wszystko wyrachowali! Nie znalazłszy cię w domu, po otrzymaniu tego listu, cóż mogłem myśleć ukochana?
— Należało raczej pomyśleć żem umarła, aniżeli że stałam się nikczemną! Jeśli podejrzywasz mnie choćby na jedną minutę, jeżeli przypuszczasz, że zdolną byłabym cię zdradzić, powiedz mi jak kochać mnie możesz? Cokolwiek bądź by mówiono w tej kwestji, ja czuje, że w prawem, uczciwem sercu, pogarda z miłością pogodzić się nie mogą.
— Działałem jak szaleniec! przyznaję, mówił Oktawiusz. Ciężko zawiniłem, nie zasługuję na przebaczenie,