Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 6.djvu/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— W Joinville-le-Pont, wczoraj, pomiędzy jedenastą a dwunastą w nocy.
Croix-Dieu udał zdumienie.
— W Joinville-le-Pont? zawołał. Cóżeś ty tam robił o tak późnej porze?
— Tu właśnie węzeł intrygi, odrzekł Oktawiusz. Zwabiono mnie tam. Była ułożona zasadzka.
— Jakim sposobem cię tam zwabiono?
— Listem bezimiennym, napisanym w przedmiocie Diny Bluet.
— Zawsze ta dziewczyna! zawołał z niechęcią Croix-Dieu. Wiecznie jak szatan staje na twej drodze, i znowu występuje w tej obmierzłej sprawie. Mówiłem ci i powtarzam że ona cię zgubi!
— Oskarżasz ją więc? Nie, to za wiele! zawołał z oburzeniem młodzieniec.
— Oskarżam! bo mam zasady ku temu.
— Ha! nie dziwi mnie to zresztą, odparł Oktawiusz, ponieważ ja sam zwątpiwszy o niej, dałem się jak głupiec w pole wyprowadzić. Jednak wyznać muszę, że cała ta rzecz była mistrzowsko ułożoną! Gdym ja zaślepiony biegł bezwiednie w zasadzkę, ona, przysiągłbym, biedaczka dała się podejść, zarówno. Gdyby nie Boża opieka i jej odwaga, byłaby zgubioną! Są ludzie, którzy chcą się obojga nas pozbyć. Mamy nieprzyjaciół, strasznych, śmiertelnych nieprzyjaciół! Zawadzam i przeszkadzam komuś. Sam morderca mi to powiedział. Lecz komu? Niewiem tego! Dla kogo śmierć moja potrzebną być może? Niewiem! Odszukam jednak tego nędznika! tak! odnaleść go muszę. Sprawa wyjaśni się,