Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 6.djvu/147

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ja... ja! Myślę że można dać tyle. Choć to siedemset tysięcy frank, to ogromna suma! Powiedz mi młoda czlofiek, mówi! dalej po za okratowaniem, czy będzie mogła na pefno wypłacić za dni sześćdziesiąt to pieniądz, i sto tysięcy frank procenta?
— Z wszelką pewnością! odparł San-Rémo. Nawet przed upływem dwóch miesięcy. W każdym razie nie nastąpi opóźnienie, poręczani słowem honoru.
— Dobrze, rzeki Samuel. Pójdę zważyć djamenty na moje ważka. Napiszę mala rachunek, i zanumerujemy ta fant. Wiem kto pan jest, i wiem według moja informacja, że można z tobą uczcifie traktofać; poczem wyliczyć będę pieniądza w banknoty po tysiąc frank, albo dać będę bona do banku.
— Wołałbym banknotami, rzekł Andrzej.
— Jak pan chciec, ale trzeba mi na to wszystka pół godzina czasu zostawić. Proszę być cierplifa, usiąść na krzesło i czekać. Ja będę spieszyć.
Według powyższej rady Samuela, San-Rémo usiadł na jedynem ze stołków drewnianych i pogrążył się w myślach, zupełnie prawie uspokojony.
Miał pewność, iż ta śmiertelna trwoga, jakiej doznawał od wczoraj skończy się nareszcie. Tego nawet wieczora, dzięki siedmiuset tysiącom franków lichwiarza, i stu tysiącom talarów barona Croix-Dieu mógłby wykupić te listy fatalne. Od jutra, Herminią wiedząc iż minęło niebezpieczeństwo odetchnie swobodniej.
Kołysanemu tak błogiemi marzeniami Andrzejowi, czas nie zdawał się być zbyt długim.
Zegar gdzieś w pobliżu wydzwaniający czwartą go