Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 5.djvu/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Tak, w lewą rękę. Długie, ale nie niezbyt głębokie zadraśnięcie.
— Lecz zkąd, jakim sposobem?
— On sam o tem nie wie. Przypuszcza, że zadrasnął się o jakąś gałęź. Zrazu nic nie dostrzegł, co pojmuję w zupełności. Przebiera się teraz w obiadową toaletę, ponieważ według przyjętego zwyczaju w zamku de Lantree, zajmie przy stole miejsce honorowe, jako bohater wyścigów. Lecz otóż i twoja pokojówka. Zostawiam was obie. Cierpienie twoje przeminęło, nieprawdaż?
— W zupełności.
— Obawa je sprowadziła. Zniknęło gdy i obawa zniknęła; rzecz całkiem naturalna. Do widzenia Herminio. Spotkamy się w salonie.
Pan de Grandlieu odszedł, a Herminia uspokojona oddała się w ręce służebnej.
Po ukończonym obiedzie wieczorem miał bal się rozpocząć, dla uniknięcia więc trudu w zmienianiu toalet postanowiono, iż damy mają przybyć na obiad w balowych ubiorach.
Suknia Herminii odznaczała się czarującą dziewiczą skromnością.
Całkiem biała, zasiana bukietami z fiołków, a niezupełnie zachodząca pod szyję, lecz z lekka dekoltowana, dozwalała widzieć czystą linię jej gorsu i odkrytej szyi. Nieporównanie piękne ramiona dostrzedz się dozwalały pod przezroczystemi koronkami.
Herminia przekładała perły po nad djamenty. Podwójny więc sznur czarnych pereł otaczał tego wie-