Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 5.djvu/34

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

sposobem nie grozi mi z jej strony żadne niebezpieczeństwo. Przybędziemy pierwszymi do mety oboje wraz z sobą: przez miłość dla ciebie Dyano, złożymy ci tryumf!
— Radabym by się spełniła twa wróżba. Bądź jednak ostrożnym.
— To znaczy tchórzliwym? Nigdy w świecie! „Fortuna sprzyja zuchwałym“ mówi łacińskie przysłowie.
— Przez jak długi czas trzeba mi będzie lękać się o ciebie?
— Około godziny. Dwie płaskie gonitwy wyścig nasz poprzedzą.
Podczas gdy państwo de Ferier z sobą rozmawiali, Andrzej San-Rémo wszedł w głąb osztachetowania, gdzie ważono groomów.
On również przywdział kostjum dżokeja. Miał kurtkę jedwabną, jasno-błękitnej barwy, które to przebranie bardziej jeszcze uwydatniało jego kształtną postać.
Pan de Grandlieu pospieszył przedstawić Dyanie i Gontranowi młodego markiza, przyczem dodał z uśmiechem:
— Uprzedzam pana, panie baronie, ze Andrzej stanie się dla pana rywalem bardzo niebezpiecznym. Wysoka pańska zdolność sportsmeńska, może dorównać jego uzdolnieniu, ale go przewyższyć nie zdoła. I jeśli pańska Norma posiada u nóg skrzydła, Tonton ma za to djabła w swem ciele!
Pierwsze uderzenie dzwonu zabrzmiało.
Obie młode kobiety zbliżyły się ku trybunie, gdzie miejsca honorowe na przedzie dla nich zarezerwowano.