Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 5.djvu/122

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Masz słuszność, rzekł Croix-Dieu. Przystępujmy do rzeczy. A zatem.
— Zatem? powtórzyła Marietta.
Croix-Dieu sięgnął po pugilares, a dobywszy zeń banknot tysiąc frankowy podał go pokojówce.
— Otóż jesteśmy w porządku, rzekł. Wszak prawda?
— Najzupełniej! Niech pan baron pytać mnie raczy, jestem gotową odpowiadać.
— Pytać... na co?.. Wszakże wiesz dobrze Marietta o czem masz mnie zawiadomić?
— Ja coś lepszego nad to uczynię. Opowiadaniom niekiedy zbywa, na jasności. Mówiąc, zapominamy wielu ważnych szczegółów. Przygotowałam więc notatki. Rodzaj dziennika spisywanego z dnia na dzień.
— Ach! jak to mądrze pomyślane! Proszę o ów dzienniczek.
— Oto jest, odpowiedziała. I odpiąwszy górne guziki stanika, dobyła z zań zeszyt i podała go Filipowi.
— Zobaczmy, rzekł, rozwijając arkusze. Ho! ho! ale widzę że tego jest wiele, wyszepnął.
— Tak panie baronie. Nie ladajaka to praca; dokładna, szczegółowa, nic w niej nie brakuje. Przyjm pan to w zamian za swoje pieniądze.
— Byłem pewien tego podarunku z twej strony.
— Rzecz obiecana, rzecz święta! Przekonaj się więc pan z tego, że jestem uczciwą dziewczyną!
— Któżby miał wątpić o tem? odparł Filip z uśmiechem.
I zaczął czytać ów raport spisywany przez podstępną pokojówkę. Po przeczytaniu jednak a raczej przesylabizowaniu kilku pierwszych wierszy zaniechał czytania.