Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 5.djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

sobem pokryć to co uczuwa w rzeczywistości, a ztąd powtarzam: „Ona cię kocha, kocha szalenie!“
— Ach! zawołał San-Rémo z rozpromienionem spojrzeniem, gdybym mógł w to wierzyć!
— Nie wątp ani na chwilę. Jest to niezbicie pewnem; i oddawna przekonałbyś się już o tem, gdybyś posiada! choć odrobinę tego doświadczenia, którego ja mam tak wiele.
— Gdyby tak było jak mówisz, rzekł Andrzej, dla czego Herminia co do rodzaju swych uczuć złudzić by mnie pragnęła?
— Ach! mój kochany, jak widoczna, żeś nie miał dotąd stosunków z uczciwemi kobietami, odparł Croix-Dieu! Spodziewałeś się więc, że ta patrycjuszka rzuci się w twoje objęcia? Za zbyt wiele uczyniła już ona dla ciebie, przestępując owego wieczora próg twego kawalerskiego mieszkania. Byłeś umierającym, tak sądziła przynajmniej, i to służy na jej usprawiedliwienie. Gdybś jej podziękował za ów czyn szlachetny, jaki mógł by ją zgubić, ciekawym co na to odpowiedziałaby tobie?
— Z nią mówić o tem? zawołał Andrzej. Na serjo radzisz mi to baronie? Nie! nie miałbym tyle odwagi, dodał po chwili. Wywoływać wspomnienia mego bezrozumnego wyznania, i tych palących pocałunków jakiemi pokrywałem jej ręce? Nie! toby było szaleństwem!
— Tak, rzeczywiście posiadasz szał bojaźliwości, wiem o tem, skoro cię nie owładnie gorączka uczucia, i oto dla czego pokierowałeś na fałszywą drogę tę całą sprawę. Nie trzeba się było wahać ani chwili, lecz pochwyciwszy sposobność, do wyrażenia wdzięczności do-