Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 4.djvu/160

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Daj mi swój zegarek, rzekł baron, widząc iż młodzieniec trzyma w palcach chronometr.
— Nie. odparł Gavard, mam powód dla którego z nim się nie rozłączę.
I przyłożył do ust luidor, oddany sobie przez Dinę Bluet, który wciąż nosił na łańcuszku w rodzaju breloka. Wsunął zegarek w kieszeń pantalonów, i uczepił haczyk łańcuszka w dziurkę z prawej strony szelki.
Dwaj przeciwnicy stanęli naprzeciw siebie ze szpadami w rękach.
— Dalej panowie! zawołał baron.
Przedstawiając w pierwszej części tej książki szczegóły pojedynku Andrzeja San-Rémo, zaznaczyliśmy groźną wyższość Grisoll’a w robieniu bronią, nad jego przeciwnikiem, wyższość, która postrzedz się dała od pierwszych chwil walki.
Otóż potrzeba nam przyznać, że markiz San Rémo był szermierzem pierwszorzędnym w obec Oktawiusza Gavard; przynajmniej bronić się umiał, podczas gdy ten ostatni nie bronił się wcale.
Brakowało mu zimnej krwi, aby skorzystał z niektórych zasad szermierki, jakie w pamięci mu pozostały. Lekcje pobierane przezeń w sali fechtunku, wirowały pomieszane w jego mózgu.
Nie obawiał się, zapewnić możemy, ów odrodzony hulaka, blask jednak słońca, padający na ostrza szpad oślepiał go, szczęk ścierającej się stali o stal, oszałamiał. Nic sobie już teraz nie przypominając, wywijał szpadą na los szczęścia z silnem postanowieniem zadraśnięcia swojego przeciwnika, bez użycia jednak spo-