Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 4.djvu/148

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dodał Croix-Dieu poważnie. Wszakże cię przestrzegałem, przypomnij sobie, że z tej twojej znajomości z ową komedjantką, wyniknąć mogą różnego rodzaju przykre dla ciebie następstwa. Wierzyć mi nie chciałeś.
— Proszę cię baronie, nie obwiniaj Diny. Uwielbiam ją! Przykrość mi tem czynisz.
— Że ją uwielbiasz, aż nadto dobrze wiem o tem, lecz dzięki jej, masz przed sobą pojedynek.
— Czyż to jej wina?
— Nie, bezwątpienia. Gdybyś był jednak nie porzucał Reginy Grandchamps, nie potrzebowałbyś bić się jutro. Zresztą, co się stało, już się nie zmieni. Kogoż zamierzasz wziąść na drugiego świadka?
— Znam na nieszczęście tylko młodych lekkomyślnych ludzi: nie śmiałbym ci proponować żadnego z nich na partnera.
— Napisze więc do pana de Streny, rzekł Croix-Dieu. On mieszka obok ciebie, na bulwarze Magdaleny. Po otrzymaniu tego listu, stawi się na wezwanie, jestem pewny, i przybędziemy oba do ciebie na pięć minut przed świadkami kapitana.
— Kochany baronie! wołał Oktawiusz, jakże ci main dziękować?
— Nie dziękuj, to będzie najlepiej. Jak dawno, powiedz mi, nie miałeś broni w użyciu?
— Od dość dawnego czasu. Nie byłem nigdy herkulesem, wiesz dobrze. Szermierka mocno mnie utrudzała. Po pięciu minutach walki czułem jak gdybym miał połamane stawy. Będę musiał przed tem wypić butelkę dobrego wina.