Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 4.djvu/138

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wymruknął Grisolles z zadowoleniem. Byłby już tu, gdyby miał przybyć.
Oktawiusz jednak znajdował się niedaleko.
Posłuszny żądaniu swej młodej przyjaciółki, pragnącej jak najmniej zwracać uwagi koleżanek, oczekiwał na nią co wieczór w powozie, na bulwarze, wprost bocznych drzwi teatralnych. Dziewczę przychodziło do niego i odwoził ją do mieszkania.
Po kilku sekundach Dinah wyszła nareszcie.
Spojrzała w około siebie, a dostrzegłszy chodnik deszczem zmoczony, uniosła zręcznie brzeg sukni, i nie otwierając nawet parasola, chciała przejść w poprzek ulicę, aby się dostać na bulwar.
Grisolles zastąpił jej drogę.
— O! piękne dziecię, nie tak prędko, wołał zatrzymaj się proszę. Ten, na którego oczekujesz, nie przybył, ja jestem gotów zastąpić go z korzyścią jak sądzę.
Dinah zdziwiona, lecz dotąd jeszcze spokojna, wierząc w jakąś nastąpioną pomyłkę, wstecz się cofnęła.
— Pan się mylisz, odpowiedziała, nie znam pana wcale. Pozwól mi przejść proszę.
— Uważasz mnie więc za głupca? odparł śmiejąc się Grisolles. Ja miałbym ci uciec pozwolić? nigdy w życiu! Znam panią doskonale panno Dino, czego dowodem są moje gorące dla ciebie oklaski. Musiałaś przecie mnie zauważyć podczas przedstawienia? Siedziałem w pierwszym rzędzie krzeseł, za orkiestrą i biłem brawo, że omal nie popękały mi ręce. Należy odwzajemnić ów hołd z mej strony. Zabieram cię z sobą, ofiaruję ci fiakra oraz kolacyjkę z najdelikatniejszych, przysmaków