Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 3.djvu/99

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

bin, i zechciej się czemśkolwiek posilić. Będziesz pani potrzebowała wiele siły do zniesienia oczekujących panią utrudzeń. Za godzinę odjedziemy.
— Do Paryża? powtórzyła baronowa ze drżeniem.
— Tak, pani, do Paryża. Wydano mi polecenia, jakie spełnić muszę.
— Niech i tak będzie, poddaję się temu, odpowiedziała, skoro inaczej być nie może. Wiem jednak, że istnieje dom jakiś w którym zamykają dopóki sprawiedliwość nie wyda wyroku, kobiety, mnie podobne, winne z pozoru, które zapomniały o swoich obowiązkach. Jakkolwiekbądź srogiem i smutnem byłoby życie w tym domu, błagam jak o łaskę zaprowadź mnie pan tam. Wszak to od pana zależy, nieprawdaż?
— Nie pani. Jestem niczem więcej, jak tylko posłusznem narzędziem, odbieram rozkaz jak żołnierz i jak żołnierz go wypełniam. Jutro, czyli raczej dziś jeszcze, bo już jest po północy, staniesz pani przed urzędnikiem, który rozstrzygnie o pani losach.
— Czy ów urzędnik będzie na mnie oczekiwał przed mojem widzeniem się z mężem i w nieobecności tegoż? zapytała baronowa.
— Bezwątpienia!
— A więc, opowiem mu wszystko, on ulituje się nademną. Dobrze pan mówisz. Potrzeba zebrać mi siły. Usłucham pana.
Tu wzięła kawałek chleba z mięsem z talerza.
— Wdzięcznym pani jestem za przyjęcie mej rady, rzekł, kłaniając się Jobin. Za chwilę przyjdę po panią.
I zwrócił się ku drzwiom.