Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 3.djvu/70

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kna twarzyczka i wyższy wielkoświatowy sposób zachowania się, bierzesz za przekonywające dowody niewinności. Skoro ci kiedyś jak mnie zbieleją włosy w tem naszem ciężkiem rzemiośle, nie będziesz ufał pięknym kobietom i tkliwemu wyrazowi ich oczu.
Jobin siedział w zamyśleniu.
— Czy pan sędzia raczy mi pozwolić, zapytał, ażebym ściśle zbadał ów list bezimienny?
— Chętnie pozwalam, odrzekł stary urzędnik; podając mu kartkę papieru. Przejrzyj to mój kochany i zakomunikuj nam swoje uwagi.
Jobin zdjął binokle, które widocznie wkładał dla przysłonięcia blasku swych bystrych oczów, a dobywszy z kieszeni szklanną lupę, silnie powiększającą, zaczął przy pomocy tej lupy śledzić z natężoną uwagą szczegóły pisma i zagięcia istniejące na papierze. Po kilku sekundach, drgnął nagłe z gestem zadumania.
— Co się stało? zapytali razem sędzia i pan de Faviéres.
— Rzecz nader ważna, odpowiedział Jobin. W chwili gdy ten list został doręczonym baronowi Worms, atrament na ostatnich linjach jeszcze wyschnąć nie zdołał.
— Co mówisz? zawołał Boulleau-Duvernet, to niepodobna!
— A jednak tak jest, rzekł agent. I to nie zaprzeczenie, czego zaraz dowiodę. Wystarczy spojrzeć przez szkło powiększające na trzy ostatnie linje pisma, by stwierdzić, że litery kreślone w kształcie arabesek, skutkiem świeżego jeszcze płynu, łączą się z sobą na zgięciach papieru, przebijając na najmniejszej szramie.