Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 3.djvu/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ach! zawołał żywo, to niepodobna, niepodobna!
— Dla czego?
— Baronowa jest bardzo młodą, wątłą, delikatną. Jest to trzcina, jaką najlżejszy powiew wiatru zgiąć byłby w stanie. Pominąwszy fizyczne niepodobieństwo, jej drobna ręka drżąca niezdołałaby nigdy zadać ciosu podobnego temu, jaki zabił barona.
— Trzeba wziąć pod uwagę to nerwowe podrażnienie, jakie nieraz tworzy cuda, rzekł sędzia, gniew stokroć pomnaża siłę.
— Przypuśćmy. Ależ ta opróżniona kasa? Kobieta znieważona w przystępie bólu i rozpaczy, zabija dajmy na to swojego męża, ale nie kradnie tuż obok jego trupa!
— Kto wie? odparł pan Boulleau-Duvernet, widząc się zgubioną po dopełnionej zbrodni, nie uciekałaby nie zabrawszy z sobą pieniędzy!
De Favières opuścił głowę w milczeniu. Nie czuł się być przekonanym, ale nie znalazł na razie odpowiedzi.
— Jak wytłómaczyć, powiedzieć mi proszę, nieobecność baronowej w pałacu, o czem służba niewiedziała wcale? pytał dalej sędzia.
— Nie wiem, błądzę jak pan, w ciemnościach, pewien, iż wkrótce światło zabłyśnie.
— Ba! liczę na to, wymruknął stary urzędnik; a potem zwróciwszy się do pokojówki:
— Jak się nazywasz? zapytał.
— Hortensja Hardy.
— Ile masz lat?
— Dwadzieścia jeden.
— Od jak dawna pozostajesz w służbie u pani Worms?