Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 3.djvu/53

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Przybywszy na miejsce tej tajemniczej zbrodni, jakiej sprawcę wykryć potrzeba było, pan de Faviéres był mocno wzruszonym, a to wzruszenie dziwić nas nie będzie, skoro powiemy, że znał osobiście ofiarę. Niejednokrotnie bywał na obiadach u bankiera, a dla pani baronowej zachowywał uwielbienie, pełne poszanowania, dosięgające miłości prawie.
Obecnie na widok leżącego trupa tego człowieka, którego rękę ściskał przed kilkoma dniami, pan de Faviéres zbladł nagle i wyperfumowaną batystową chusteczką otarł krople potu, spływające mu po czole.
— Czy pani baronowa została o tem powiadomioną, pytał komisarza policji?
— Nie wiem, rzekł zagadniony.
Pan de Faviéres powiedział coś cicho sędziemu śledczemu, a ten przy wołać kazał pokojówkę pani Worms.
Po kilku minutach ukazała się panna Hortensja, młoda i ładna subretka. Weszła, drżąc cała. Na widok zakrwawionego trupa, krzyknęła, ukryła twarz w ręku, omal nie zemdlała.
— Uspokój się, moje dziecię, rzekł do niej pomocnik sędziego łagodnie, i powiedz nam, czy pani baronowa została powiadomioną o tym strasznym wypadku.
Dziewczyna uspokoiła się nieco, poznawszy pana de Faviéres, którego widywała w pałacu.
— Jestem pewną, szepnęła, że pani o tem nie wie.
— Zkąd pochodzi ta twoja pewność?
— Nikomu oprócz mnie nie wolno wchodzić do pani z rana, a otrzymałam rozkaz nie budzenia jej nigdy przed dziewiątą godziną.