Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 3.djvu/203

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wsparł rozpaloną głowę na ręku, pogrążony w głębokiem rozmyślaniu. Zadumę ową zawrzeć można w tych słowach:
— Odmówić mu niepodobna! Co znaczy dla mnie posiadanie kilku banknotów mniej albo więcej, gdy mam przed sobą pewność pochwycenia w krótkim czasie milionów? Trwoży mnie to tylko, że Sariol zachęcony powodzeniem pierwszego swego „szantażu“, na tem żądaniu niepoprzestanie. Wymagania jego wzrastać będą bez granic. Nie zostawi mi chwili spokoju. W jaki sposób zażegnać niebezpieczeństwo? Istnieje środek jedyny z dzisiejszego wroga zrobić sprzymierzeńca, wciągnąwszy go zręcznie w tę sprawę. Pozostanie on zawsze niebezpiecznym, wiem o tem, lecz wyrównają się szanse, jeżeli on trzyma mnie w swym ręku i ja nawzajem trzymać go będę. Jak wszelako ów łotr działać zamierza? Tu leży kwestja. Dawniejsze wspomnienia wzbudziły w nim nieufność zapewne. Pokonać go niepodobna, a będzie mnie trzymał w swej mocy dopóki pozostanie w cieniu. Bądź co bądź, będę próbował, w każdym razie zyskam przynajmniej na czasie!
Powziąwszy takie postanowienie Croix-Dieu zasiadł przy biurku i nakreślił szybko zmienionym charakterem pisma list następujący:
„Jeżeli się nie mylę, ów bezimienny korespondent jest rzeczywiście moim dawnym przyjacielem przeciw któremu przewiniłem, czego dotąd wyrzucać sobie nie przestaję.
Niezaprzeczonym dowodem szczerości mego wyznania jest pośpiech z jakim dopełniam niniejszą przesyłkę,