Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 3.djvu/145

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Zapraszam więc pana na obiad.
— Doprawdy? każesz mi pan dać obiad wspaniały?
— Przy ulicy Montorgeuil, pod skałą Caneale.
— Ach! jest to mojem marzeniem! Lecz wybacz, kochany kliencie, iż cię zapytam, zkąd pochodzi dla mnie nieznanego tyle życzliwości z twej strony?
— Rozmowa z tobą przyjemność mi sprawia, lubię tego rodzaju małe tajemnice i jestem pewny, że przy obiedzie opowiesz mi coś jeszcze bardziej ciekawego o Alinie Pradier, baronie Worms i kasjerze.
— I o żonie bankiera, dodał Picolet.
— Jakto, znasz baronowę, zapytał żywo Jobin.
— I wicehrabiego de Presles, zarówno! Znam wszystkich, w całym Paryżu. Ach! możesz wierzyć mojemu słowu, że policyjni agenci wobec mnie są niczem.
Jobin skrzywił się pomimowolnie, lecz rychły uśmiech pokrył owo skrzywienie.
Było to ciekawem w rzeczy samej, widzieć jednego z najzręczniejszych policyjnych agentów, czerpiącego objaśnienia od jakiegoś pobocznego członka agencji Koch i Fumel.
Zapłaciwszy za spożyte przez Picolefa śniadanie, Jobin, niechcąc go stracić z oczu ani na chwilę, z uderzeniem piątej godziny udał się wraz z nim do restauracji na ulicę Montorgeuil, gdzie wszedłszy do oddzielnego gabinetu, zadysponował wytworny obiad z likierami, jakie powinny były rozwiązać język gościowi.
Picolet zresztą lubił mówić wiele. Mówił zatem bez przerwy, a tak długo że o dziesiątej wieczorem, jeszcze znajdowali się obadwaj w restauracyjnym gabinecie,