Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 2.djvu/89

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

W chwili, gdy przestępujemy próg gabinetu, młodzieniec siedzi w fotelu, zajęty czytaniem książki spoczywającej na jego kolanach. Zmarszczył brwi, przebiegając w sławnym romansie Eugeniusza Sue epizod o samobójstwie barona d’Harville.
Przeczytawszy to, zamknął książkę.
— Rzecz nie nowa, rzekł, ale może być dobrą. Potrzeba tylko umieć pokierować zręcznie sytuacją, a wtedy uniknie się skandalu i wszelkich komentarzy.
Wstał, a otworzywszy w biurku szufladę, wydobył sześciostrzałowy-rewolwer, wykwintnie w słoniową kość oprawny, wyjął zeń pięć ładunków a pozostawiwszy tylko jeden, położył go ponad kominkiem. Następnie usiadłszy przy biórku, nakreślił szybko kilka wierszy na ćwiartce papieru, wsunął w koperę i zaadresował

„Pani wicehrabinie de Grandlieu.“

Ukończywszy to potrząsł głową, i rozdarł kopertę i wraz z listem rzucił ją w dogasający ogień na kominku.
— Na co się to przyda? rzekł sam do siebie. Godziż się zatruwać życie tej młodej kobiety szałem warjata, którego nawet nie zna nazwiska? Byłoby to nikczemnem. Nie! tego nie uczynię!
Jednocześnie odezwał się dzwonek pałacowy, oznajmiając przybycie pierwszych gości.
Było ich pięciu. Czterej weszli wkrótce jeden po drugim. Ostatni z nich Filip de Croix-Dieu, nieco później
Nieprzewidziana okoliczność zatrzymała go przez kilka minut. W chwili, gdy wysiadał z powozu przed pałacową bramą, jakiś niskiego wzrostu otyły mężczyzna