Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 2.djvu/69

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Boga, gdyby pieniądz zabijał inteligencję i szlachetne porywy serca? Oktawiusz jest wyjątkiem, powiadam! Wyjątkiem pomiędzy najgorszymi!
— Lecz zkąd pochodzi to twoje obecne oburzenie? pytał Croix-Dieu. Musiało pomiędzy wami zajść coś nowego?
— Tak, Oktawiusz, jak wiesz zapewne, wpadł w szpony obrzydłej ladacznicy.
— Reginy Grandchamps.
— Rzeczywiście. Ów potwór podobno tak się nazywa.
— Potwór, niestety, bardzo piękny!
— Jakto? i ty baronie, zawołała wdowa z podrażnieniem, przyznajesz piękność tej bezczelnej, zużytej, zwiędłej, wymalowanej dziewczynie? Tej lalce o szklistem spojrzeniu, podfarbowanych powiekach, przyprawnych żółtych włosach, poczochranych, źle uczesanych, noszących ślady, jak gdyby tysiąca rąk, które targały jej głowę? Ach! doprawdy, wy wszyscy mężczyźni podobnymi sobie jesteście! Kobieta pragnąca się wam podobać, potrzebuje tylko się sprzedać, ale drogo sprzedać!
Croix-Dieu, ujął rękę pani Gavard którą ona cofnąć mu chciała, a składając na niej pocałunek, mówił z melancholijnym uśmiechem.
— W zastosowaniu do mnie, droga Blanko, powyższa nagana jest do tego stopnia niesprawiedliwą, iż wstrzymam się od wszelkiej na nią odpowiedzi. W czasach, gdy serce moje było wolnem, wszelkie uboczne miłostki nie miały dla mnie żadnego powabu. Pragnąłem kochać gorąco, stale i to moje serce do ciebie dziś tylko należy