Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 2.djvu/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ale gdzież znowu, bynajmniej!
— Czemu?
— Ponieważ wszystko źle idzie.
— Praca?
— Nuży mnie, i do żadnego celu nie prowadzi.
— Pieniądze?
— Brak mi ich.
— Długi?
— Uciskają. Otóż widzisz przed sobą człowieka, kompletnie zniechęconego do życia.
— Zniechęconego? w tym wieku, z twoim talentem? Ależ w tem co mówisz nie ma najmniejszego sensu!
— Ach! drogi przyjacielu, zawołał Tréjan, na miłość Boga nie mów mi o moim talencie! Gdybym go miał nawet, rezultaty, jakie mi on daje, są tak nędznemi, iż lepiej abym go wcale nie posiadał. Jeżeli chcesz poznać stanowisko, jakie zajmuję w świecie sztuki, posłuchaj jak piękną propozycję czynił mi pewien handlarz obrazów, który ztąd odszedł przed chwilą.
Tu Jerzy opowiedział szczegółowo rozmowę, mianą z Vibertem.
— Masz słuszność, do czarta! zawołał baron, wysłuchawszy opowiadania! Podobnie upokarzające propozycje są nie do przyjęcia. Ów człowiek i jemu podobni, pragną korzystać nikczemnie z ciężkiego położenia w jakiem się znajdujesz. Gdybyś posiadał majątek i był niezależnym, przemawialiby inaczej, zupełnie. Wyczekiwaliby u ciebie, w przedpokoju, pokorni, służalczo cierpliwi. Błagali by cię, obsypując złotem o parę płócien twego pędzla, pełnego wdzięku, jakie publiczność oce-