Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 2.djvu/252

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

najprostsze w świecie powody.
Podniecany groźbami Reginy, wbiegł na schody artystów, w przekonaniu, że sztuka monety dwudziesto-frankowej, dana odźwiernemu, otworzy mu wejście za kulisy i pozwoli złożyć miłosne wyznanie Dinie Bluet, cerberzy jednak teatralni bywają czasem niewzruszonymi. Oktawiusz właśnie trafił na jednego z takich, a gdy zbyt natarczywie nalegać zaczął, ów odźwierny, stary żołnierz, pominąwszy wszelką etykietę, powitał go jak należało.
Oktawiusz, wykręciwszy się na pięcie, odszedł co prędzej.
Mężczyzna w niebieskich okularach, Czekał na podniesienie się zasłony w teatrze, a skoro rozpoczął się drugi akt sztuki, zajął miejsce w loży pani Angot.
— I cóż, zapytała go, pozyskałeś jakie objaśnienia?
— Otrzymałem i nic nie kosztują. Mówiono o tej debiutantce w kawiarni.
— Cóż mówiono?
— Że to mądry ptaszek.
— Na serjo to mówiono?
— Na serjo.
— Nie ma żadnego kochanka?
— Ani jednego.
— Żadnego nawet kuzynka?
— Żadnego. Ale w to miejsce ma coś innego.
— No, cóż takiego?
— Starą swą ciotkę.
— Mieszka z nią razem?
—Tak.