Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 2.djvu/195

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Nazajutrz rano, około dziesiątej, ukazała się służąca, przynosząc na srebrnej tacy kopertę, zaklejoną wielką lakową pieczęcią z herbem Aleoscó’w. Otwarłam ją z gorączkowem pośpiechem, przeczuwając iż coś ważnego w sobie zawiera.
List księcia był krótkim. Nie przypominam sobie dokładnie zawartych w nim wyrazów, lecz oto treść jego. Pisał mi książę, iż według uczynionego przezeń zobowiązania jestem wolną, że powóz czeka na moje rozkazy, aby mnie odwieść gdzie mi się podoba, lecz obok tego nie mając odwagi sam osobiście ukazać się przedemną bez mego zezwolenia, prosi mnie o kilku minutową rozmowę. Wiadomość, jaką mi pragnie udzielić, jest rzeczą nader doniosłego znaczenia i zmieni ona. jak sądził, zupełnie moje zapatrywania. Gdybym zechciała go przyjąć u siebie, wystarczy uczynić służącej znak potwierdzający.
Niebezpieczeństwo zniknęło; ciekawość kobieca poczęła odzyskiwać swe prawa i nie miałam powodów by nie wysłuchać owej tyle doniosłego znaczenia mającej wiadomości. Skinęłam głową po kilkakrotnie, by dobrze dać poznać służącej moje zezwolenie.
Odeszła, a w kilka minut później książę się ukazał.
— Obawiam się, rzekł, iżby wcorajsze moje postąpienie, wywoławszy słuszny wstręt w tobie, nie stało się przeszkodą w udzieleniu mi tyle pożądanej chwili rozmowy. Cieszę się, iż przebaczywszy mi to, przyjąć mnie raczyłaś. Do chwili obecnej pogardzałem kobietami. Sądziłem, iż począwszy od cór wieśniaczych, aż do najwyższej arystokratycznej damy, można wszystkie