Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 2.djvu/151

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Mam prawo to wiedzieć!
— Chcesz pani? powtórzył Jerzy.
— Tak jest, chcę wiedzieć.
— Pomnij jednak pani, gdy będę mówił, że mówię, będąc posłusznym twemu wezwaniu.
— Będę pamiętała, przyrzekam!
— I nie będziesz gniewać się na mnie?
— Czyż wyglądam na gniewliwą kobietę? pytała Fanny z uśmiechem.
— I przebaczysz mi?
— Z całego serca. Przebaczyłam już nawet, ponieważ wydaje mi się niepodobieństwem ażebyś pan chciał mnie obrazić.
— I pozwolisz mi odejść jak to teraz chciałem uczynić, nie wypędzając mnie jednak?
— Pozostawię panu wszelką swobodę w tym względzie. Odprowadzę cię do drzwi a na progu podam ci rękę!
— Ha! zawołał z uniesieniem młodzieniec, niech się więc spełni twa wola. Posłuchaj więc o czem powinienem był zamilczeć, mimo próśb twoich i twoich rozkazów. Kocham cię szalenie!
— Pan mnie kochasz? powtórzyła Fanny z oznaką tajonego wzruszenia.
— Uwielbiani cię i jestem zazdrosnym!
— Zazdrosny! powtórzyła, obrzucając go pełnem tkliwości spojrzeniem.
— Tak, zazdrosnym! powtórzył Jerzy. Zazdrosnym o twoją przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Uciekam, ażeby zapomnieć o tobie i niechcę cię widzieć już nigdy aby nie jątrzyć mej rany! Tu duszę się, cierpię,