Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 2.djvu/141

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

czeć, pytam? dla czego? Jestem u siebie w domu! Jeżeli ci się niepodoba słuchać słów prawdy, odejść możesz. Nikt cię nie zmusza, abyś tu dłużej pozostawał.
— Jakiż wypływa rezultat z tego wszystkiego? zapytał po chwili milczenia baron mocno pobladły.
— Rezultat, że od tej chwili nie licz na mnie, abym służyła niegodnym twym planom. Nie chcę współpracować z tobą w tak nikczemnych celach. Idę natychmiast obudzić Oktawiusza, a poprosiwszy go grzecznie, ażeby mój dom opuścił, udzielę parę rad życzliwych, a wtedy kto wie czy nie pozyskam u niego tej ufności, jaką obdarza on swego pseudo przyjaciela, barona Croix-Dieu.
— Zrobiłabyś to? Nie wierzę.
— Mamże cię przekonać? Idę w tej chwili.
To mówiąc Regina zwróciła się ku drzwiom, prowadzącym do salonu, gdzie spał Oktawiusz wraz z trzema nie wiele starszymi od siebie towarzyszami. Położyła rękę na klamce.
— Regino! zawołał groźnie Croix-Dieu, zrywając się od kominka przy którym siedział.
— Czego chcesz? Mów prędko.
— Jeżeli poważysz się przestąpić próg tego pokoju ja natychmiast wychodzę i niepowrócę tu więcej!
— Któż cię zatrzymuje? Szczęśliwej podróży!
— Zaczekaj, nie wszystko to jeszcze. Wyszedłszy ztąd, udam się do sądu, do prokuratora Rzeczypospolitej!
— Cóż mnie to obchodzi? odrzekła głosem zmienionym, usiłując ukryć wzruszenie.
— I tam, mówił dalej Croix-Dieu, będę się starał