Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 1.djvu/62

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nad ranom, płonęła w przysionku lampa i świeca.
Wziąwszy ostatnią, Robert wszedł na schody, pokryte suknem purpurowem i korytarzem, biegnącym kręto przez pałacową galerję, udał się do pawilonu.
Apartament, wyłącznie dla niego przeznaczony, mieścił się na pierwszem piętrze. Zawierał on przedpokój, salon, gabinet pracy, sypialnię i garderobę.
Mieszkanie to, choć mniej wspaniałe od powyżej przez nas opisanego, było jednak bogato i z dobrym gustem umeblowane. Wszystkie sprzęty były wykwintnie rzeźbione. Obrazy i przedmioty sztuki czyniły zeń prawdziwe muzeum.
Robert, rozebrawszy się szpieszno, rzucił się na łóżko, nie dla zaśnięcia jednakże, lecz aby nazajutrz znaleziono ślady, że się położył i spał.
Przez parę godzin leżał tak nieruchomy, z głową opartą na ręku, wzrokiem w dał utkwionym, rozmyślając, a raczej marząc w czuwaniu.
Nagle podniósł się i wyszeptał:
— Tak, przebyłem wielką przestrzeń drogi, jestem z siebie zadowolonym. Wiem, iż zanim przybędę do celu, potrzeba mi będzie złamać niejedną przeszkodę, zwalczyłem jednak najbardziej niebezpieczne. Nie zabraknie mi nadał odwagi. Będę szedł bezustannie dalej, wciąż dalej! Być wyłącznym panem tego książęcego pałacu, o! jak to będzie wielkiem, jak pięknem, to właśnie, co mi wskazuje przeznaczenie.
Tu podniósł się z łóżka, przywdział ubranie, wsunął w kieszeń mały rewolwer i wyszedł, lecz inną drogą