Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 1.djvu/157

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Te dzieci, Andrzej i Herminia, urodzone tak w pobliżu siebie, w jednakowo smutnych okolicznościach, czy się spotkają w dalszych latach życia? Czy zbliży je przeznaczenie, tak dziwnie łączące je z sobą?
Przyszłość to okaże.

XXVI.

Przypominamy sobie, że Robert obiecał udzielić pani Angot nagrodę w ilości tysiąca franków, jeżeli Henryka będzie w stanie opuścić jej dom po upływie dni czterech. Trzeciego dnia wieczorem pani Angot oznajmiła swemu szczodrobliwemu klientowi, że wspomniona młoda osoba, bez narażenia się na niebezpieczeństwo może odjechać nazajutrz.
— Podróż drogą żelazną nie zaszkodzi jej? pytał Loc-Earn.
— Jest że ta podróż konieczną?
— Tak.
— Zatem, niech jedzie. Przyjmuję na siebie odpowiedzialność.
W głębi duszy pani Angot nie była może tak zbyt pewną tego, za co poręczała, obawa wszakże utracenia tysiąca franków, znaglała ją do zapewnień.
Celem owej podróży był, jak to łatwo odgadnąć, Orlean, ’Henryka bowiem niemogła wracać do pałacu Ville-l’Eveque, nie będąc wprzód u swej ciotki.
Nazajutrz o godzinie drugiej w południe fiakr, przy którym Bijou pełnił obowiązek woźnicy, zajechał przed dom Vignot’a. Córka pana d’Auberive, mocno osłabiona z twarzą ukrytą pod gęstym koronkowym woalem,