Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 1.djvu/141

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ach! to bardzo daleko.
— Jakto?
— Żyć, nie widując dziecka byłoby niemożebne, wychodzić zaś z domu bez pozoru, na tak długi przeciąg czasu? nie, to niepodobna! Trzeba poszukać innej kobiety, lub tej dać dużo pieniędzy aby się przeniosła gdzie bliżej.
— Ułożę to wszystko, przyrzekam ci, rzekł Robert. Będziesz mogła nawet je odwiedzać codziennie w towarzystwie Urszuli.
Henryka zadrżała. Żywy rumieniec wystąpił na jej blade policzki.
— W towarzystwie Urszuli? pytała z osłupieniem. Jakto? Urszula więc ma o wszystkiem wiedzieć?
— Czyż podobna ukryć to przed nią? Skoro wrócimy jej wolność, dla zapewnienia sobie milczenia z jej strony, trzeba jej wszystko powiedzieć. Jest to koniecznem, nieuchronnem! Ta kobieta szczerze cię kocha, przy niej wzrastałaś. Nie zdradzi cię, jestem tego pewny!
— Boże, mój Boże! wołała biedna, załamując ręce. Wobec służącej rumienić się będę musiała. Zeszłam więc aż do takiego poniżenia! Biedna Urszula, ileż ona na tem cierpi. Poczciwa, z przezacnem sercem kobieta! Dla niej nasz dom był rodzajem świętości. Co pomyśli, poznawszy mą hańbę? Po długiej bolesnej zadumie zwróciła się do Loc-Earn’a. Robercie, zaczęła silnym stłumionym głosem, przedewszystkiem trzeba pomyśleć przyszłości tego o nieszczęśliwego dziecka. Ja nie chcę, ażeby ono zostało sierotą bez nazwiska. Nie dozwoliłeś mi wyznać wszystkiego mojemu ojcu i błagać go o