Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/609

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— No tak! Na Sekwanie!... Nie starajcie się odgadywać... bo tego nie dokażecie nigdy w życiu!... Ja sam powiem!... Oto tak było!... Raz szperając na pokładzie Tytana, kiedy statek był już wyładowany, natrafiłem na jedną przegrodę, której nikt nie zna, oprócz może samego pryncypała... Przyciska się poprostu żelazną gałkę, która niby to jest sobie dla ozdoby... i bęc!... ściana się otwiera, zupełnie tak samo jak w teatrze... Widziałem to w jednej sztuce, na przedmieściu Ś-go Marcina... Nie jest to pokój taki obszerny, jakby trzeba, ale ja wam tam urządziłem małe, ale bardzo wygodne łóżko, i będziecie sobie na niem spać wybornie!... Dziś trzeba się zadowolnić tem co jest!... Kiep ten co robi więcej jak może!... Zrobiłem jak tylko mogłem najlepiej...
— Dobre i poczciwe dziecko! — rzekł podmajstrzy.
Ani jedno słowo więcej nie zostało zamienione, między Piotrem Landry a Motylem, aż do chwili przybycia nad port.
Statek po wyładowaniu zmienił miejsce; nie stał już nawprost zakładu, lecz ze dwieście lub trzysta sążni dalej, jak to powiedział chłopiec, który pierwszy wbiegł na pokład i podał rękę podmajstrzemu, aby mu dopomódz przejść przez pomost.
Potem obaj zeszli na dno okrętu. Motyl zapalił latarkę, w którą się zaopatrzył; przycisnął sprężynę i wprowadził Piotra Landry, do tej tak zachwalanej przez siebie kryjówki, która w istocie zdawała się być niemożliwą do odkrycia.
— Macie tu panie Piotrze wszystko, czego możecie w tej chwili potrzebować — rzekł mu — chleb sześcio-