Strona:PL X de Montépin Tajemnica Tytana.djvu/601

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dział Groźnemu przed pięcioma minutami: „Pójdźmy do równego działu!...“
Gdyby nie ciemności, które okrywały wszystko swym płaszczem nieprzejrzanym możnaby było widzieś straszne osłupienie jakie się wyryło na twarzy Wiewióra.
— Czy ty czarownik jaki?.. czy co?... — zapytał głosem zmenionym.
Gobert zaledwie wstrzymał się od wielkiego wybuchu śmiechu.
— Czarownik?!... Ja! — powtórzył — taki sam czarownik jak i ty!...
— Więc jakieś wiedział?...
— Jakiem wiedział to... czego nie uważałeś za potrzebne sam mi powiedzieć!... to zupełnie jasne!... Wyobraź sobie mój przyjacielu, że „ten bydlak Gobert“ stracił do ciebie zaufanie!... Ten Gobert dla którego „pęcherz i latarnia to wszystko jedno...“ ten Gobert!... od tygodnia poświęca wolne swoje chwile na to aby z tej budy wyjąć kilka cegieł, tak aby się utworzył na wysokość mniej więcej człowieka otwór w kształcie lejka za pomocą którego, możnaby słyszeć co do słowa, wszystko co się mówi wewnątrz, a czego rozmawiający nie życzą sobie wcale abym słyszał i wiedział!...
Oto co zrobił ten idiota Gobert! I przed chwilą u tego otworu słuchał ten łajdak!... czy ci to wystarcza mój stary?
Wiewiór był zgnębiony. Jednakże po chwili przyszedł do siebie i zapytał:
— A zatem żądasz odemnie?...
— Nie więcej... tylko połowy sta tysięcy franków...